Trwa ładowanie...

Grzegorz Wysocki: Przeklęci wyklęci, czyli Zychowicza flirty z „Wyborczą”

Ujawniamy! Nie wszyscy żołnierze wyklęci byli aniołami, mitycznymi herosami i postaciami z innego, nieziemskiego wręcz, porządku. Okazuje się, że przynajmniej część z nich to ludzie z krwi i kości. Przeklinali, pili wódkę, nie zawsze zachowywali się jak wzorcowi harcerze. Ba, niektórzy nawet krzywdzili bliźniego swego. Byli i tacy, którzy potrafili zmasakrować ludność cywilną, wymordować mieszkańców danej wioski, nie wyłączając starszych, kobiet i dzieci.

Grzegorz Wysocki: Przeklęci wyklęci, czyli Zychowicza flirty z „Wyborczą”Źródło: East News
d36z4jb
d36z4jb

Prawda, że to zaskakujące zdania? Mniej zorientowany konsument mediów, zwłaszcza publicznych, może jednak doznać szoku na wieść, że nie każdy wyklęty zasługuje na pomnik. Stąd ironiczne „ujawniamy” na wstępie. W dzisiejszych realiach rozpędzonej medialno-politycznej wojny polsko-polskiej, której jedną z odsłon jest oczywiście także spór o żołnierzy wyklętych, bardzo wiele, jeśli nie wszystko, zależy jednak od perspektywy, zajmowanego miejsca (w Sejmie, w Senacie, na mapie medialnej etc.) i poglądów tego, który mówi. I z tego właśnie powodu trzeba uznać „Nie pudrujmy żołnierzy wyklętych”, w gruncie rzeczy dość oczywisty tekst Piotra Zychowicza opublikowany na łamach najnowszego „Do Rzeczy”, za artykuł wstrząsający, kontrowersyjny i prawie rewolucyjny.

Zychowicz stanął w obronie Pawła Kukiza, który w głośnym wpisie na Facebooku zaapelował o to, byśmy rzetelnie przyjrzeli się naszym wyklętym („pośród masy prawych Żołnierzy mieliśmy jednostki w postaci bandytów”). Publicysta przypomina burzę, jaką wywołało wystąpienie Kukiza i w dalszej części artykułu podbija stawkę. Nie przejmując się zbytnio tym, że Kukiza oskarżono o „zdradę”, „plucie na bohaterów” i „hipokryzję”, Zychowicz pisze wprost, że brzydzi się „wszelkimi nagonkami, w których krzyki i emocje zastępują argumenty” i domaga się merytorycznej dyskusji na temat żołnierzy wyklętych.

Historyk oczywiście zaznacza, że sam jest wyznawcą kultu wyklętych (przekonuje, że ideały ich antykomunistycznej krucjaty są mu bliskie i przypomina o licznych – tak pisanych przez niego, jak i zamawianych u innych autorów – tekstach, w których propagował wiedzę o ich „heroicznej walce i męczeństwie”), bo bez tego rodzaju „zabezpieczenia” artykuł zapewne na łamach „Do Rzeczy” nie miałby szans się ukazać, a na pewno nie zostałby autorowi nigdy zapomniany. Z odpowiednimi adnotacjami Zychowicz ma szansę wyjść z wywołanej właśnie publicystycznej zawieruchy poobijany, ale żywy. Choć pewności nie ma.

Na czym polega „rewolucyjność” tekstu Zychowicza? Autor „Obłędu ‘44” piętnuje wyidealizowaną, brązowniczą narrację i zjawisko „cenzury patriotycznej”, przeciwstawia się fałszowaniu historii „w imię racji stanu” i „obrony pięknej legendy” oraz – co gorsza – przedstawia skrótowo kilku, by tak rzec, przeklętych wyklętych, tj. tych, którzy dopuścili się „brudnych czynów” lub przynajmniej wzbudzają największe obiekcje („Wacław”, „Bury”, „Szary”, „Wołyniak”, „Ogień” i „Łupaszka”). Wylicza ofiary rzezi, masakr i pacyfikacji, nie przebiera w słowach (choć w podsumowaniu owe rzezie i masakry nazywa wydarzeniami „godnymi ubolewania”, co wydaje się określeniem dość eufemistycznym) i nie pomija faktów w rodzaju – cytuję fragment dotyczący „Burego” – „Jednocześnie jednak wszedł w konflikt z lokalną ludnością białoruską. Efektem było puszczenie z dymem kilku wiosek”. Zgroza.

Domena publiczna
Źródło: Domena publiczna

Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" po aresztowaniu w 1948 roku

d36z4jb

Krótko mówiąc: gdyby Zychowicz dorzucił jeszcze ze dwa razy jakiś akapit o „bandytach” i „mordercach z lasu” (takich słów oczywiście nie używa – choćby dlatego, że kojarzą się one zbytnio z komunistyczną propagandą nt. wyklętych) i usunął fragment o tym, że darzy wyklętych kultem, mógłby swój tekst wysłać jako propozycję do druku dla „Gazety Wyborczej” czy „Newsweeka”. I właśnie w tym sensie mamy do czynienia z tekstem rewolucyjnym, „szokującym” i, przede wszystkim, bardzo ważnym.

Od dłuższego bowiem czasu obie strony rytualnego sporu, choć pozornie żywią się retoryką i argumentacją przeciwników, tak naprawdę nie słyszą się wzajemnie, ignorują fakty, nadinterpretowują i przeinaczają. Zdaje się, że jedynymi wyłomami w tak skonstruowanej rzeczywistości medialno-politycznej mogą być te głosy, które, przynajmniej od czasu do czasu, drażnią, wyprowadzają z równowagi i wpędzają w egzystencjalny popłoch „samych swoich”. Przykładem chociażby Grzegorz Sroczyński z „Gazety Wyborczej", Rafał Woś z „Polityki”, Remigiusz Okraska z „Nowego Obywatela” albo publicyści krytykujący PiS z prawej strony barykady jak Łukasz Warzecha, Kataryna czy Robert Mazurek.

„Nie pudrujmy żołnierzy wyklętych” Zychowicza to kolejny z takich ważnych, wciąż rzadkich i niewygodnych, głosów, dlatego naprawdę nie warto go zlekceważyć. Bo, niestety, i w tym wypadku istnieje pokusa ignorancji – dla tzw. lewej strony tego rodzaju tekst zawsze będzie zbyt delikatny i wyrozumiały względem rzeczywiście rozplenionego ponad miarę kultu wyklętych, a przez tzw. prawą traktowany może być jako wypadek przy pracy i chwilowe zaćmienie prawego umysłu.

W kapitalnej, rzeczowej i pogłębionej, dyskusji opublikowanej jakiś czas temu na łamach „Więzi” (nr 3/2016) prof. Andrzej Friszke mówił o tym, że moda na żołnierzy wyklętych całkowicie zniekształca obraz historii, a fenomen popularności tych bohaterów uczony utożsamił z tęsknotą za jednoznacznością i bezkompromisowością. Tyle że tak rozumianą jednoznaczność i bezkompromisowość znany historyk uznał za nieszczęście: „Tak się nie robi poważnej polityki, tak się nie buduje świadomości narodowej. Tak się nie buduje odpowiedzialności za własny kraj. Życie z natury rzeczy wymaga kompromisów i zawierania ich na różnych polach. Inaczej po prostu wszyscy się pozabijamy”.

d36z4jb

Z kolei biorący udział w tej samej dyskusji historyk Rafał Wnuk podkreślał, że największym problemem jest tworzony wokół wyklętych mit, który nie ma wiele wspólnego z ówczesnymi postawami tamtych ludzi. Wnuk słusznie przypomina, że bezkompromisowość i jednoznaczność towarzyszyły Polakom podczas całej II wojny światowej, a jednak np. żołnierze Armii Krajowej nie są dzisiaj symbolami tych postaw, przynajmniej w powszechnym odbiorze. Historyk trafnie zauważa też, że w dzisiejszej polskiej przestrzeni społecznej antykomunizm jest zdecydowanie ważniejszy niż antynazizm: "Można swojego wroga politycznego nazwać "postkomunistą" i skierować przeciwko niemu energię społeczną, machając flagą z "żołnierzem wyklętym". To jest niesłychanie atrakcyjny instrument w bieżącym konflikcie politycznym. "Wyklęci" przez dzisiejszy obóz rządzący zostali zwyczajnie zinstrumentalizowani".

Domena publiczna
Źródło: Domena publiczna

Żołnierze V Wileńskiej Brygady AK. Stoją od lewej: ppor. Henryk Wieliczko "Lufa", por. Marian Pluciński "Mścisław", mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka", NN, por. Zdzisław Badocha „Żelazny”

d36z4jb

A skoro o instrumentalnym podejściu do historii mowa, warto na koniec przywołać słowa jeszcze jednego intelektualisty, który ma nam do powiedzenia dużo więcej i dużo mądrzej niż całe zastępy naszych rozemocjonowanych polityków i publicystów. Myślę tutaj o Tonym Judtcie, który w "Rozważaniach o XX wieku" (wywiad rzeka przeprowadzony przez Timothy'ego Snydera) przypomniał, że nie sposób przecenić wiedzy historycznej, skoro już jesteśmy skazani na wykorzystywanie przeszłości do uzasadniania dzisiejszej polityki. I jeszcze:

"Lepiej poinformowanych obywateli trudniej będzie oszukać, manipulując przeszłością, żeby uprawomocnić dzisiejsze błędy. Społeczeństwo otwarte musi znać swoją przeszłość. Wszystkie społeczeństwa zamknięte w dwudziestym wieku, lewicowe i prawicowe, manipulowały historią. To najstarsza forma sprawowania kontroli nad wiedzą - jeśli masz włądzę nad interpretacjami tego, co się kiedyś wydarzyło (lub po prostu możesz o tym skutecznie kłamać), teraźniejszość i przyszłość będą do twojej dyspozycji. A zatem demokratyczny rozsądek nakazuje upewnić się, że obuwatele należycie znają historię".

Cześć i chwała bohaterom? Jak najbardziej. Tyle że – z czym zgodzą się zapewne cytowani tutaj i Paweł Kukiz, i Piotr Zychowicz, i Andrzej Friszke – trochę się nam ci narodowi bohaterowie w ostatnich paru latach nieprzyzwoicie rozmnożyli. Jeżeli prawdą jest, że nasze powojenne podziemie niepodległościowe liczyło nawet 200 tys. osób, to na pewno nie może być prawdą, że w liczbie tej znajdziemy 200 tys. bohaterów.

Grzegorz Wysocki, szef WP Opinie

d36z4jb
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d36z4jb